Andrzej Chciuk nie przebił się do świadomości publicznej ani w Polsce, ani na Ukrainie. O tym, co jest wartościowe w jego twórczości i dlaczego jest ważny dzisiaj, w okresie, gdy stosunki polsko-ukraińskie uległy pogorszeniu, mówiła na spotkaniu jego tłumaczka na język ukraiński, Natalia Rymska.
Spotkanie w domu Ukraińskim z Natalią Rymską poprowadziła Ołeksandra Iwaniuk. Tłumaczka wyjawiła, że gdy otrzymała książkę Chciuka przez długi czas nie sięgnęła po nią ze względu na tytuł. Z urodzenia Drohobyczanka myślała, że jej miasto nie jest Atlantydą, nie jest wyspą, jej miasto całe czas żyje. Po zapoznaniu się z twórczością Andrzeja Chciuka odnalazła tam jednak wiele cennych dla niej rzeczy. – Chciuk przywrócił mi dziadków – przyznała Natalia Rymska. Pokazywał świat Galicji, której już nie ma, w której mieszkali Żydzi, Polacy i Ukraińcy. Ci wszyscy ludzie byli do siebie podobni. Natalia Rymska zaznaczyła, że pamięta takie opowieści ze swojego domu.
Ołeksandra Iwaniuk zapytała, jak Rymska przetłumaczyła bałak. Jak określiła swą pracę tłumaczka, dosłownie rozpłynęła się w lekturze, czytając dzieło Chciuka. Świat bałaku okazał się też jej światem. Bałak znała ze swojego dzieciństwa. Towarzyszył jej przez dużą część życia, więc tłumaczyła go z łatwością.
Natalia Rymska wyznała, czemu ceni Chciuka. Emigracyjny pisarz nie „przysypuje wszystkiego pudrem”. Pisał o antysemityzmie, o tym, że Ukraińcy powinni byli otrzymać zgodę na uniwersytet we Lwowie, o tym, że byli poniżani w II Rzeczpospolitej. Rymska wybrała do przeczytania na ten wieczór długi fragment opisu pogrzebu Tadeusza Hołówki, zamordowanego przez zamachowców z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, który zakończył się sceną bicia w twarz ukraińskiego chłopa przez polskiego wachmistrza. Wszyscy zebrani zamarli, słuchając w milczeniu.
Szkoda, że na spotkanie nie przybyło wiele osób. To znaczy, że nazwisko Andrzeja Chciuka jest jeszcze zbyt mało znane. Natalia Rymska pragnie zorganizować w roku 2020 jakieś przedsięwzięcie popularyzujące jego sylwetkę.
Andrzej Chciuk urodził się w Drohobyczu w 1920 roku. Zdążył rozpocząć we Lwowie studia, które przerwała mu wojna. Całe jego życie było związane z emigracją, gdzie pisał do polskich i francuskich gazet. Znany jest najbardziej z książki o Drohobyczu. Po wojnie przebywał we Francji, w Australii. Zmarł w Melbourne w 1978 roku.
Natalia Rymska dokonała przekładu na język ukraiński „Atlantydy” i „Ziemi księżycowej”, które ukazały się w jednym tomie wydanym przez kijowską Krytykę w 2011 roku. Spotkanie odbyło się 12 października br. roku w Domu Ukraińskim w Warszawie.
Z Natalią Rymską rozmawia Wojciech Jankowski.
– W czasie dzisiejszego spotkania co najmniej dwa razy padło twierdzenie, że Andrzej Chciuk jest do tej pory niedoceniony zarówno po polskiej, jak po ukraińskiej stronie granicy. Z czego to wynika, że w rozmowach o stosunkach polsko-ukraińskich w dwudziestoleciu międzywojennym tak rzadko przywołuje się pisarstwo Chciuka?
– Też tak uważam i należy to zmienić, bo Andrzej Chciuk jest bardzo ważnym pisarzem, jeżeli mówimy o oddaniu klimatu pogranicza i opisu życia w II Rzeczpospolitej. Dlaczego jest mało znany? Po pierwsze pochodzi z Kresów. Po drugie z Drohobycza – tam symbolem stał się już Bruno Schultz, a dla Ukraińców Iwan Franko. Wciąż trwa walka o to, czy Drohobycz jest miastem Schulza czy Franki. Chociaż jest więcej osób, dla których to nie musi być „albo – albo”. Po trzecie Chciuk był pisarzem emigracyjnym. Od 1951 roku do swojej śmierci w 1978 roku mieszkał w Australii. To sprawiło, że gdzieś się tam zgubił w tym dalekim świecie. W 2020 roku będziemy obchodzić stulecie jego urodzin i mam nadzieję, że uda się zrobić jakiś festiwal, albo konferencję w Drohobyczu. Mam nadzieję, że w Polsce ta postać będzie w końcu zauważona. Jego teksty były i są ważną lekcją odpowiedzialności w mówieniu o bardzo trudnych sprawach, o relacjach polsko-ukraińskich, o antysemityzmie, o tym co się dzieje w naszej wspólnocie. To odpowiedzialność obywatelska i pisarska. Kilka razy mówiłam na spotkaniach na Ukrainie, że tekst Andrzeja Chciuka o zabiciu Tadeusza Hołówki w Truskawcu w 1931 poleciłabym każdemu politykowi ukraińskiemu, który się wypowiada na tematy polsko-ukraińskie.
– Dziś, gdy Pani cytowała ten fragment o zabójstwie Hołówki, to jakby mówiła Pani o współczesności.
– Właściwie tak, bo sporo nieciekawych rzeczy się działo w ostatnich latach w stosunkach polsko-ukraińskich. Między innymi dlatego, że takie właśnie lektury zostały pominięte, niezauważone. Chciuk nikogo nie pomija. Każdy ma tutaj głos, każdy może wyrazić swoje racje, każdy jest wysłuchany. Wydaje mi się, że tego nam dzisiaj brakuje, tego możemy się uczyć właśnie z takich lektur, jak książka Andrzeja Chciuk.
– A zatem co wynika z tego opisu?
– Można było w różny sposób opowiedzieć o zabójstwie Hołówki. Można było zająć taką postawę: tego dokonali ukraińscy terroryści, nacjonaliści bo są źli itp., itd., ale jak to opowiada Chciuk? On podaje cały kontekst trudnych relacji między różnymi narodami w II RP. Opowiada o niemożności kształcenia się w języku ukraińskim, czyli o zakazie powołania uniwersytetu ukraińskiego we Lwowie. Wspomina też o Ukrainie karpackiej, o stanowisku wobec niej władz polskich, a kończy scenką, kiedy polski wachmistrz bije w twarz chłopa ukraińskiego za to, że mu po ukraińsku odpowiada. Uważam, że jest to dobra lekcja odpowiedzialności mówienia o takich sprawach. Chciuk zaczyna pożegnaniem z Hołówką w Truskawcu, bo uczestniczył w tym, jako jedenastoletni harcerz, a kończy sceną, mówiącą skąd ten terror się wziął, niby ot tak, po prostu z niczego. Ten tekst jest bardzo uniwersalny i aktualny tu i teraz. Takiej równowagi i takiego zrozumienia brakuje wielu osobom wypowiadającym się w przestrzeni publicznej na te tematy. Chociaż mamy Internet, mamy o wiele więcej informacji, źródeł i… nie korzystamy. A Andrzej Chciuk, który zmarł w 1978 roku, kiedy jeszcze o poprawności politycznej jako takiej jeszcze nikt nie mówił, potrafił właśnie w taki sposób opisać zabójstwo polityka polskiego, który – podkreślam to – był dość lojalny wobec Ukraińców i właśnie za to zginął, bo dla radykalnego skrzydła nacjonalistów ukraińskich, które uważało, że wszystko jest źle i że tylko terrorem można coś osiągnąć, był niewygodny. Ludzie dialogu byli usuwani. Możemy też wspomnieć o zabójstwie dyrektora ukraińskiego gimnazjum we Lwowie, Iwana Babija, który też został zabity przez ukraińskich nacjonalistów, bo jako pedagog i osoba o umiarkowanych poglądach politycznych, przeciwstawiał się temu, by z grona jego wychowanków czyli gimnazjalistów ukraińskich rekrutowano terrorystów, i za to został zastrzelony. Za mało o tym mówimy!
– Dziękuję!
Wojciech Jankowski, KurierGalicyjski
ТОП коментованих за тиждень