Tych, którzy wytrwali w czasach radzieckich w wierze i polskiej tradycji jest coraz mniej. Każdego razu, gdy robimy podsumowanie odchodzącego roku, wspominamy Polki i Polaków w naszej miejscowości lub mieście. Tych, którzy nieśli ten nikły płomień polskości wśród zawieruchy, nie zważając na przeszkody, nie licząc się z możliwymi skutkami takiej postawy.
Wchodząc na Mszę świętą do jakiegoś małego kościółka w Galicji Wschodniej, od razu da się zauważyć, że większość obecnych osób to kobiety. Kobiety w starszym wieku. Mówiące po polsku. Uczące po polsku swe dzieci i wnuki. W chustach, czapkach, szarfach. Z różańcami w ręku, z modlitewnikami. Strażniczki wiary i polskości. Znacznie mniej jest mężczyzn. Starsi panowie. W okularach i bez. W płaszczach, marynarkach, swetrach i w butach wyczyszczonych do połysku. Potomkowie szlachty polskiej: mazurskiej i małopolskiej oraz potomkowie prostych chłopów i robotników.
Nie każdy/każda z nich prowadzi życie święte według wszystkich reguł i kanonów kościelnych. Nie zawsze potrafią przypomnieć sobie, czego uczą w podstawówce w Polsce. Ale to w Polsce, a tu… Niby też była Polska, ale kiedy to było? Urodzeni przed 1939 mają już ponad 70-kę. Urodzeni po wojnie są zupełnie inni. Wychowani pod wpływem sowieckiej propagandy. Zrodzeni w niewoli. Pozostali przy polskości tylko dzięki tym pierwszym, pamiętającym Macierz. Chociaż ta pamięć często jest jak ze snu, wyłoniły się z niej dziecinnie bajeczne, bardziej wymyślone niż realne opowieści. Ale to w tych opowieściach przechowanych w umysłach dziewczyn i chłopaków, którzy teraz są już na emeryturze, przetrwała pamięć o „kraju rodzinnym matki mej”…
Pani Zofia, pani Anna, pani Magdalena, pani Katarzyna, pani Justyna, pani Maria, pan Zbigniew, pan Stanisław, pan Mikołaj, pan Jan, pan Grzegorz… W każdej polskiej wspólnocie są inne imiona i nazwiska, lecz jakże podobne historie. Tych, kto uratował wyposażenie kościelne. Tych, kto jeździł sam i woził dzieci do katedry czy do pobliskiej lub oddalonej miejscowości, gdzie był otwarty kościół. Tych, kto nie zważał na trudności i przyrządzał Wigilię, śpiewał polskie kolędy, pieśni religijne, patriotyczne i po prostu polskie. Kto robił porządki na polskich grobach, kto słuchał polskiego radia, kto zadbał o to, by w domu były białe i czerwone wstęgi…
To już potem pojawiło się wielu „поляків” dla możliwości wysłania dzieci na kolonie do Polski czy z racji ułatwienia spraw zawodowych i handlowych. A ci staruszkowie – święci i święte polskie – nie zawsze nawet mają Kartę Polaka, ale Polskę noszą we własnym sercu…
Ich imiona nie zostaną wypisane w kolorowych kalendarzach świeckich czy kościelnych. Ich groby są często zaniedbane, wręcz zapomniane. Ich życie było trudne i na tym świecie nie zostali oni uhonorowani wieńcem chwały. Ich grono jest coraz szczuplejsze. Przychodzi nowy wiek, nowe czasy, zmieniają się obyczaje, ludzie, świat. Tamci co odeszli, synowie i córki narodu polskiego teraz już z góry patrzą na kraj, w którym spędzili swoje niełatwe życie. A ci, co pozostali żyją, modlą się i nie myślą o tym, że to właśnie oni są nieznanymi świętymi polskimi, którzy zachowali polskość na tej ziemi. Nie myślą, nie mówią, bo jak to bywa z prawdziwymi świętymi, nawet się tego nie domyślają. Coraz ich mniej. Każdego roku coraz mniej, tych którzy nieśli ten płomień…
Włodzimierz Kluczak, www.kuriergalicyjski.com
ТОП коментованих за тиждень